Wyobraź sobie Michała, który systematycznie ma w szkole kłopoty. Dziś przeszkadzał na lekcji i pluł papierkami, wczoraj nie chciał wyjąć zeszytu, nie pozwolił nikomu zająć miejsca obok siebie i na wszystkich lekcjach udawał, że ma krwotok z nosa. Nie wspominając o tym, że tydzień temu pochował dzieciom stroje na gimnastykę i za nic na świecie nie chciał powiedzieć gdzie.
Mama Michała, kiedy otrzymuje powiadomienie o nowej wiadomości w dzienniku elektronicznym od razu czuje, że jej słabo. A kiedy na ekranie wyświetla się numer szkoły, ma ochotę wyrzucić telefon do kosza.
Nauczyciele Michała mają poczucie, że wykorzystali już wszystko. Były już punkty ujemne, uwagi, chwalenie, rodzice w szkole, pogadanki, wizyty w gabinecie pedagoga, zeszyt, w którym nauczyciele wstawiali plusy i minusy za stosowanie się do zasad, warsztaty dla całej klasy z psychologiem, obietnice poprawy. I nic. Ci sami nauczyciele z bezradności i towarzyszącej jej złości łapią się na myśli 'Mam dość tego dziecka, już nie mieszczę, skończyły mi się pomysły, rujnuje mi prawie każdą lekcję’.
Punktem wyjścia do szukania rozwiązań może być określenie ‘sprawia kłopoty’. ‘Sprawia’ sugeruje, że dziecko ma wybór. Sformułowanie 'sprawia kłopoty' opowiada o przekonaniu dorosłego, że jakby dziecko chciało, odrobinę się postarało to by ich nie sprawiało. Proste. Ale mu się nie chce.
To jest założenie, że dziecko ma okienko na decyzję, takie dwie minuty na początku lekcji, kiedy myśli
‘Hę, hę co by tu porobić. Mogę zrobić notatkę, pilnie uważać, zgłaszać się i pomóc pani rozdać klasówki albo …już wiem! Będę się czołgał pod ławkami, kopał kolegom w krzesła i mazał im po butach. Dobra, dzisiaj wybieram opcję numer dwa.’
Trudno wyobrazić sobie, żeby jakiekolwiek dziecko świadomie wybierało to rozwiązanie z myślą ‘Będzie extra, dostanę dwie uwagi, 5 punków ujemnych, pani na mnie nakrzyczy a mama znowu będzie płakać w domu. Ale czad, tak zrobię. Do dzieła.’
Za trudnym zachowaniem stoją różne rzeczy, które generują systematycznie nowe i nowe kłopoty. Im wszystkim trzeba się przyjrzeć, zanim uruchomimy jakiekolwiek działania wspierające dziecko w zmianie.
Jeśli jest mocno osadzone w jakiejś roli i czuje, że jest to jedyna droga żeby zapewnić sobie uznanie kolegów i ciągłość relacji z nimi, jest gotowe na wszystko, żeby tylko nie doświadczyć odrzucenia. Jeśli dochodzi do tego niski poziom umiejętności społecznych i mały wybór narzędzi umożliwiających odnajdywanie się w kontakcie z rówieśnikami – trudne zachowania związane z rolą będą eskalować. Dziecko, które jest przekonane, że uwagę kolegów zapewnia mu tylko przekraczanie granic – będzie je przekraczać, często bez większej ochoty i energii. Kiedy Pani powie
‘Michał do pierwszej ławki’
Michał z chęcią by się przesiadł ale czuje na plecach spojrzenia kolegów ‘ej, chyba sobie nie pozwolisz, ej’ i odpowiada
‘Sama się przesiądź’.
W tle stoi wtedy rola, miejsce w strukturze grupy i umiejętności społeczne.
Jeśli dziecko ma poczucie, że ‘Pani to mnie nie lubi, tylko na mnie krzyczy, zawsze ma pretensje, tylko mnie się czepia, ciągle jest niezadowolona!’ również zaczyna odpowiadać niechęcią. Trudno jest lubić tych, którzy nas nie lubią. Trudno przyjmować porady, wskazówki i uwagi od pani, o której myślę, że mnie nie cierpi. Mamy mniej energii i chęci żeby przejmować się uczuciami i zasadami ważnymi dla kogoś, kto nas nie lubi.
Czy kiedy Wy zapraszacie na urodziny ciocię Gosię, której szczerze nie znosicie, to szykujecie sałatkę specjalnie bez ogórka, bo ona nie lubi? Czy ogórek jest nawet w torcie? 😊
Specjalną wersją takiego kontraktu są zeszyty, w których na koniec każdej lekcji nauczyciel rozlicza dziecko plusem i minusem za dostosowanie się do zawartych w kontrakcie postanowień.
Taki kontrakt i zeszyt nie ma szansy wprowadzić trwałej zmiany. Gdyby takie rozwiązania mogły zadziałać, to podczas pierwszej (i jedynej, co logiczne) wizycie u dietetyka podpisywalibyśmy oświadczenie ‘Przyrzekam uroczyście, że już nigdy nie zjem nic słodkiego i nie będę podjadał po 20.00’. I koniec, problem rozwiązany, dietetyk jeszcze by nas ewentualnie rozliczył plusem i minusem. A na konsultacji dawałabym rodzicom do podpisania karteczkę ‘Już nigdy nie będę krzyczeć na dzieci’. I już, od tej pory w rodzinie kwitłaby miłość i dobro a NVC i RB, wylewałoby się gęstym kwieciem z każdej doniczki.
Taka, która była na początku łatką przypinaną przez otoczenie 'niegrzeczny, 'trudny', 'bez ambicji'. Potem krok po kroku stopiła się z dzieckiem i stała się filtrem, przez który dziecko przepuszcza przekonania o sobie. Taka etykieta, jest jak cierń: boli i nie da się z nią biegać ale z drugiej strony zwalnia z udziału w maratonie. Etykieta 'niewychowany' nie ułatwia dogadywania się z nauczycielami ale zwalnia z jakichkolwiek starań i konieczności przestrzegania zasad.
'Skoro jestem niegrzeczny to jedyne co mi w życiu przysługuje i Was nie zaskoczy.... to bycie nieuprzejmym.'