BLOG

O żegnaniu się w przedszkolu i ... dzieleniu spokojem.

Artykuł opublikowany: 23 lutego 2020
Autorka: Agnieszka Misiak

Syneczek jest dzieckiem z nadwrażliwością słuchową, obarczony doświadczeniem częstych pobytów w szpitalu. Do przedszkola chodzi na max 4h i po nich wychodzi ledwo żywy ze zmęczenia, wszystkie jego nadwrażliwości jadą na oparach. Za głośno, za blisko, za dużo, mnóstwo zapachów, za dużo napięcia, za mało przestrzeni na bycie samemu. Nie lubi chodzić do przedszkola, chociaż ceni sobie relacje z kolegami i wspólne zabawy, lubi też swoją ciocię. Ale najlepiej, jakby to wszystko mogło być osobno i po trochu. Ogólnie trudno mu, taki los wysoko wrażliwego dziecka.

Rozstanie w przedszkolu też bywa trudne.

Bo oni już się bawią i mnie nie zaproszą

Bo ciocia czyta i czuję, że będę się wstydził i nie ma mnie kto zachęcić miłym słowem

Bo dziś mi pęka serce, że rozstajemy się na tak długo

Powody są różne, zawsze bardzo emocjonalne. I wczoraj i dziś też były. Siedzimy w szatni, po długiej nieobecności z powodu anginy, bezradni, przytłoczeni powodzią łez. Zerkam na zegarek, nie wiedzieć skąd miałam nadzieję, że dziś pójdzie jak z płatka. Dlaczego? Bo dziś szczególnie się śpieszę i byłoby mi to na rękę. Uśmiecham się, rozmawiamy, nazywamy co się dzieje, ale nie oszukujmy się, jestem zła.

- Mamooo, tak mi smuutno. Tak bym chciał nie płakać i wejść jak inne dzieci. Ale rozpacz mnie ogarnia, że tak się rozstajemy, serce mi pęka. To dziwisz się, że płaczę.

- Nie dziwię się – mówię

- I ty jesteś zła, widzę, że jesteś. Zerkasz, że nawet maluchy już weszły - zawodzi.

- Nie zerkam - kłamię

- Zeeeerkasz, jak mam się uspokoić, jak jesteś taka wkurzona, no skąd mam ten spokój brać. Sama mówiłaś, że mogę podłączyć się do Ciebie lub taty i, że spokój się przelewa. Aleee ty nie masz mi co dać. I co mnie tak za rękę ściskasz. Taak mi smutno.

Słyszę to wszystko, to wszystko prawda. Inne dzieci weszły, ja stoję spocona i zła. I nie mam co dać. Nie mam bo w środku czuję tylko pulsujące zniecierpliwienie.

WIĘCEJ W KURSIE ADAPTACJA DO PRZEDSZKOLA

Żeby małe dziecko mogło się uspokoić, odzyskać równowagę potrzebuje podłączyć się do bliskiego dorosłego. Niemalże dosłownie. Wyobraź sobie, że dziecko jest naczyniem, w którym przelewa się wzburzona energia. Jeśli dorosły ma w sobie spokój, to dziecko przytulając się, zerkając , słuchając tonu głosu może oddać część sztormu i wziąć w zamian właśnie spokój. Trochę jakbyśmy stawali się na krótką chwilę naczyniami połączonymi. Energia się przelewa, dziecku łatwiej jest wyregulować szalejące emocje.

Niezależnie od tego czy sztormy to nadmiar radości od gwiazdkowych prezentów, czy wściekłości z powodu przegranej z bratem, czy rozpacz przy rozstaniu w przedszkolu - naczynie wypełnione spokojną energią jest potrzebne. I nie chodzi tu o maskę na twarzy dorosłego, przyklejony uśmiech, sztucznie spokojny ton maskujący napięcie, nerwy czy złość. Bo dziecko bezbłędnie wyczuwa co mamy w środku. Na nic wysiłek włożony w pozorowanie spokoju, bliskości, cierpliwości i dostępności. Dziecko sumuje detale, których nie jesteśmy świadomi, których nie kontrolujemy; grymas na twarzy, napięcie ramion, piskliwa nuta w głosie, mocniejszy uścisk dłoni, przygryzanie warg. I widzi, że nie ma się do czego podłączyć, nie ma jak wyregulować swojej burzy, bo jego 'baza' też jest w chaosie.

Żeby wesprzeć dziecko w odzyskiwaniu spokoju trzeba najpierw zaopiekować się swoim napięciem. Choćby pooddychać, pomyśleć świadomie coś wspierającego 'to minie, to niczyja wina'. Ja dzisiaj nie miałam kontaktu ani ze sobą ani z Syneczkiem, byłam skupiona na szybkim wyjściu. Kiedy, kiedy, kiedy. Odcięłam się od tego co mi pomaga, od myśli „To minie, damy radę, on nic nie może na to poradzić, to wszystko musi się przetoczyć”.

Wieczorem tego samego dnia prowadziłam warsztat dla rodziców, w drodze powrotnej niedaleko domu odpadła mi wycieraczka. Ostatni kilometr jechałam ze 40 minut, zastanawiając się, czy rzucić się do rowu czy do lasu kleszczom na pożarcie. Ostatni kilometr przez las, co pięć metrów stawałam, wycierałam kocem szybę i znowu jechałam 5 metrów. Dojechałam nieprzytomna, umęczona. Otwieram drzwi.

„Mamuniu tak się martwiłem, jak ty sobie dasz radę. Pewnie jesteś okropnie zmartwiona. Ale to nic, tata mi czytał mity greckie przez godzinę. Jestem extra wyciszony, chodź poleżymy razem to ci się zaraz wszystko w ciałku uspokoi”. 

Ten tekst pisałam 4 lata temu. Teraz Syneczek idzie do drugiej klasy, a ja ciągle bardzo wyraźnie widzę nas w tej malej, dusznej przedszkolnej szatni. To był bardzo trudny czas. Trudno bywa nie dlatego, że zrobiłaś coś źle. Trudno bywa bo dziecko ma za sobą określone doświadczenia, bo ma takie a nie inne okienko rozwojowe, bo pojawiło się rodzeństwo, bo niedawno była przeprowadzka, bo słabo mówi, bo ma nadwrażliwość słuchową.

Nie uszyjesz nowej rzeczywistości ale możesz zadbać o swoje własne przygotowanie do adaptacji, bo będziesz w niej codziennie uczestniczyć.
Jeśli potrzebujesz zabaw regulujących trudne emocje w adaptacji, pomysłów na wsparcie dziecka w przedszkolnej szatni, wiedzy o tym czego potrzebuje trzy i czterolatek znajdziesz je w kursie online ADAPTACJA DO PRZEDSZKOLA, do którego otrzymasz roczny dostęp 👇👇👇👇

WIĘCEJ W KURSIE ADAPTACJA DO PRZEDSZKOLA
Jeśli podobał Ci się ten artykuł, podziel się nim z innymi. Dziękuję!

5 comments on “O żegnaniu się w przedszkolu i ... dzieleniu spokojem.”

  1. Po ostatnim akapicie się rozpłakałam. Chciałabym tak wychować swojego syna <3

    1. Też się wzruszyłam, że tak chciał mnie wesprzeć w regulacji 🙂

  2. Ja też się popłakałam.
    Wprawdzie przedszkole jakoś już przeżyłam... Póki co z dwójką córek, bywało różnie ale też nie jakoś dramatycznie. Teraz chodzi mój Syneczek i po pierwszym roku nie było najgorzej. Choć teraz po wakacjach może być różnie.
    Natomiast jestem pełna obaw przed nowym etapem dla córki w 1 klasie. Staram się być oazą spokoju, choć to niewiarygodnie trudne...

  3. Ja jestem przed a właściwie już w trakcie adaptacji ale póki co razem. Moje dziecko to przyklejone do mnie hnb a ja jestem przerażona i nie potrafię wyregulować swojego napięcia choć bardzo bym chciała sama mam ochotę ryczeć

  4. i ja też płakałam. Albo inaczej, łzy wzruszenia przeleciały przez policzek, bo to o mnie ,o moich i jego emocjach o wspólnych podróżach przez sztormowe morze i o przytulaniu,przelewaniu.
    Dziękuję za ten tekst. Pozdrawiam -Agnieszka Kapuścińska

closebackwardforwardchevron-downfacebook-squarebarsenvelopeangle-double-upyoutube-playinstagram